poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział 3.

Rodział 3. 

 Budzę się. Przez okno w pociągu wdziera się światło. Pokój rozjaśnia żółto-pomarańczowa poświata. Zerkam na duży, mosiężny zegar, który wisi na ścianie, na przeciw mojego łóżka. Jest dopiero 4.30. Mrużę oczy i odsłaniam błękitną pościel, którą jest usłane łóżko. Stawiam stopy na ziemi i wstaję. Podłoga wydaje nieprzyjemny odgłos, dlatego chodzę ostrożnie, bo obok w pokoju śpi Effie, nie chcę jej obudzić. Odsłaniam firanę i spoglądam przez okno. Widzę jak drzewa szybko się poruszają, jak chmury na niebie pływają coraz szybciej. Czyli wciąż jedziemy do Kapitolu. Otwieram górą okno i wciągam zapach skoszonej trawy, lasu i kwiatów. Delikatny wiatr przyjemnie owiewa mi szyję i mierzwi włosy. Odsuwam się, ale nie zamykam okna. Lubię spać przy otwartym oknie. Kilka minut jeszcze chodzę po pokoju w tę i we wte. Zaczynam mieć piasek pod oczami i ledwo trzymam się na nogach. Identyczne uczucie wtedy jak wybrali mnie na Głodowe Igrzyska. Złe wspomnienia wracają. Katniss na scenie, ja wylosowany, płacz jej siostry Prim. Pożegnanie rodzicami... To chyba najgorsze wspomnienie. Nie daję rady już rozmyślać i włóczyć się bez potrzeby, więc kładę się do łóżka. Leżę na wznak i wdycham powietrze zza okna. Przyjemnie. Czuję jakbym znowu był w Dystrykcie 12. W domu. W domu, do którego nigdy nie wrócę. Teraz wspomnienia to jedyne co mi pozostało. Zasypiam

***
Budzę się nad ranem, kiedy słyszę jak Effie woła nas na śniadanie. Nieśpiesznie włóczę się do łazienki, żeby się przygotować. Na szczęście kafelki w środku są brązowe, tak jakby mahoniowe, w niczym nie przypominają mi domu. Podłoga jest biała, tak lśniące, że można w nich zobaczyć swoje odbicie. Biorę szybki prysznic i czeszę włosy. Niesforne kosmyki opadają mi na twarz. Słyszę krzyk Effie:
- No dzieciaki! Ile trzeba na was czekać!
Uśmiecham się. Pociesza mnie myśl, że skoro Kapitol zadrwił z nas i wystawił dzieci na Głodowe Igrzyska, my możemy teraz bezkarnie porobić im na złość. Z tego właśnie powodu ociągam się jeszcze bardziej. Nie mam problemu z wybraniem ubrań, bo mam tylko te, w których tu przyjechałem. Zamykam okno, które otworzyłem w nocy. Wychodzę  pokoju i kieruję się do jadalni. Jest to jasne pomieszczenie, w którym praktycznie nie ma ścian, tylko okna od podłogi do sufitu. Na środku stoi długi stół, z przezroczystym blatem. Wysokie krzesła są z poduchami.W drzwiach stoi Effie, ze swoimi różowymi włosami. Uśmiecha się od ucha do ucha i macha do mnie energicznie ręką.
- Wszystko w porządku? - pytam zaskoczony.
- Och, tak! Po prostu zawsze mam taki dobry humorek z samiutkiego ranka. - odpowiada radośnie.
Parskam śmiechem. Siadamy do stołu i Effie bierze malutki dzwoneczek ze stołu. Dzwoni nim trzy razy i po kilku minutach zjawia się ruda, długowłosa dziewczyna.
- Hej - zaczynam z uśmiechem - Kim jesteś?
- Peeta! Nie wolno Ci rozmawiać z awoksą! - krzyczy przerażona Effie.
"Co proszę? - myślę - Jaka awoksa? I czemu nie mogę z nią rozmawiać."
- Awoksi to ludzie, którzy kiedyś popełnili zbrodnię przeciwko Kapitolowi i teraz, aby pokazać im jak bardzo źle zrobili służą Stolicy. - mówi Effie, jakby czytała mi w myślach. - No no, możesz już sobie iść, dziękujemy za śniadanie.
Rudowłosa dziewczyna wychodzi z pokoju. Odwraca się jeszcze i widzę jak posyła mi delikatny uśmiech, taki przepraszający. Co tak delikatna dziewczyna mogła zrobić przeciw Kapitolowi? Ale nie mam zbyt dużo czasu na rozmyślanie, bo Katniss i Haymitch wchodzą do pomieszczenia. Od razu na oko widać, że Haymitch zrobił sobie wieczór do popitki. Jest nieuczesany, w tych samych ubraniach co wczoraj. Siada do stołu i pierwsze co robi to sięga po kieliszek i martini stojące na stole. Effie cmoka z niezadowolenia. Na przeciwko mnie siada Katniss. Ubrana jest w żółta bluzkę i szare dżinsy. Włosy ma upięte w ten sam kok, w którym była na Dożynkach. Chyba nawet go nie rozpuściła. Wyglądała tak niewinnie, tak dziewczęco, że nawet nie przyszło mi na myśl, że ta dziewczyna może się ze mną łatwo rozprawić na arenie, jeśli wciąż będzie mnie tak rozpraszać. 
- Peeta, mógłbyś mi podać kromkę chleba? - rzuca nagle półgłosem dziewczyna, przerywając moje rozmyślania.
- E, e, am, e tak tak! Pewnie, trzymaj - podaję jej koszyczek z chlebem i zauważam jak trzęsą mi się ręce.
Uśmiecham się do niej, ale ona nie odwzajemnia tego. Prostuję się i biorę do ręki mały, czerwony czajniczek, z kryształową rękojeścią. Zaglądam do środka i widzę brązowy, gęsty napój. To czekolada. Mama robiła nam ją kiedy miała dobry humor. Wlewam sobie ją do szklanki i biorę bułkę. Odrywam kawałek i moczę go w gorącej czekoladzie. Gdy wkładam go do buzi, czuję się się rozpływam. Jest przepyszne. Lepsza niż ta u nas w domu. Od razu odrywam kolejny kawałek i powtarzam czynność. Kątem oka zauważam, że Katniss mnie obserwuje. Dziwi mnie jednak to, że robi dokładnie to co ja. Po jej minie widzę, że nigdy wcześniej tego nie robiła, jest zaskoczona i widocznie zadowolona. Nagle rozlega się huk. To Haymitch zrzucił szklankę ze stołu. Podrywam się na nogi i schylam się, żeby podnieść potłuczoną porcelanę.
- Nie, nie! - podryguje Effie. - Od tego są awoksi, chłopcze!
Jak na zawołanie, pojawia się rudowłosa dziewczyna ze zmiotką i zbiera resztki pozostałe po szklance.
- Ja Cię znam! - nagle krzyczy Katniss.
Dziewczyna jest zaskoczona i przerażona. Kręci głową na znak, że nigdy w życiu się nie spotkały. Ale wiem, że jest inaczej. Musiało to być niezbyt trafne spotkanie.
- Katniss, moja droga. - mówi Effie spokojnie - to nie możliwe, żebyś widziała tę awoksę, to nie możliwe.
Rudowłosa pośpiesznie wychodzi z pomieszczenia i robi się cisza. 
- Katniss? - mówi pytająco Effie.
- E.. - jąka się dziewczyna. - Widocznie ją z kimś pomyliłam.
Effie marszczy czoło. Widzę, że Haymitch również ją obserwuje. Nie jest dobrze, coś powiedziała źle. 
- Delly Cartwright! - odzywam się nagle.
Wszyscy spoglądają na mnie. Widzę ulgę w oczach Katniss. Haymitch mruczy z niezadowolenia.
- Delly Cartwright, dziewczyna od nas ze szkoły. - tłumaczę spokojnie. - To o niej pewnie myślała Katniss.
Widzę jak jej oczy się błyszczą, zaciska dłonie i odpowiada:
- Tak! Właśnie o niej myślałam - odpowiada Katniss. - Kto by pomyślał, że tutaj znajdziemy jej klona. 
Uśmiecham się. Widzę, że Effie i Haymitch już się trochę uspokoili. Mentor pije już czwarty kieliszek. Effie wstaje od stołu. 
- No cóż. Ja muszę iść i zaplanować wam już kolejny dzień. Jutro po raz pierwszy zobaczycie Kapitol! - krzyczy radośnie.
- I ostatni. - szepczę złośliwie.
Haymitch parska śmiechem, oblewając się przy tym winem.
- No jest to całkiem możliwe, panie mądraliński - mówi mentor, przekomarzając się.
Wstaję od stołu, dziękuję na głos za śniadanie i idę do pokoju. 
Delly Cartwright... Przecież ona w ogóle nie jest podobna! Ale przynajmniej zrobiłem dobrze. Znów pomogłem Katniss i teraz wiem, że warto. Jak widzę jej uśmiech na twarzy i wdzięczność w oczach, otwiera mi się serce. Już wiem, że to jest jedna z najważniejszych rzecz, na której teraz mi zależy.
Dojechać do Kapitolu, zobaczyć uśmiechniętą Katniss, uratować ją i zginąć.