środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 4.

Rozdział 4.


Ledwo co położyłem się spać, a już słyszę głos Effie. Odwracam się na drugi bok i wypuszczam głośno powietrze. Nie chcę wstawać. Pierwszy raz w życiu, chcę poleżeć, zapomnieć o świecie. Ale głos Effie wciąż krąży po korytarzu. Kładę się na brzuchu i chowam głowę w poduszkę. Myślę o domu, o Dystrykcie 12. Myślę o rodzicach, którzy we mnie nie wierzą. I o Katniss, która pewnie zbiera się już na śniadanie. W końcu wstaję z łóżka. Składam koc, pościel i prześcieradło i układam wszystko na poduszce. To mój ostatni dzień w tym pociągu. Dzisiaj dojedziemy do Kapitolu, stolicy Panem. Nigdy wcześniej tam nie byłem. Za granice naszego Dystryktu na ogół nie można wyjeżdżać. 
Ściągam koszulę i staję przed lustrem. Jestem chudy. Wysoki, umięśniony, ale chudy. To przez warunki panujące w Dwunastce. Na ramieniu mam ślady po uderzeniu od mamy. Wodzę wzrokiem po mojej klatce piersiowej. Gdzieniegdzie mam szramy i siniaki. Sięgam po bluzkę, wciągam ją przez głowę i znów słyszę głos Effie.
- No dzieci! Pierwszy raz trafił mi się tak leniwy zespół!
Prycham pod nosem. Zespół. Świetny mi zespół. Za kilka dni będziemy się zabijać na arenie. Czuję, że ze złości robi mi się gorąco. Podchodzę do okna i uchylam je. I wtedy to zauważam. Zza gór wyłania się miasto. Wielkie miasto. To Kapitol. Wieżowce, które sięgają chmur. Wielkie billboardy, a na nich ludzie w kolorowych ubraniach. Rzeka, most, ulice. Wielki ruch na drodze. Zapiera mi dech w piersiach. Zapominam o Igrzyskach, o Dwunastce, zapominam o tym gdzie jestem. Myślę tylko o tym, żeby się tam znaleźć. 
Szybko wciągam spodnie, w biegu zakładam buty. Nie odwracam się za siebie i biegnę przez długi korytarz, aby jak najszybciej znaleźć się w salonie. Rzucam się do drzwi i szybko podchodzę do okna. Właśnie wjechaliśmy w tunel. Długi, ciemny tunel. 
- Żartujesz? 
Błyskawicznie odskakuję od okna i odwracam się. Haymitch stoi przy drzwiach i uśmiecha się od ucha do ucha. Znów jest pijany. 
- Nie rozumiem? - pytam zdziwiony.
- Kapitol. Piękne miasto. Ale nigdy nie będziesz w nim dłużej niż kilka dni. - odpowiada.
Uśmiecham się ironicznie. Nie będę odpowiadać na jego zaczepki. Próbuje mnie tylko sprowokować.
- Usiądź chłopie. Mamy do pogadania. - przysuwa mi fotel.
Osuwam się na niego i czekam, aż mój mentor coś powie. 
- Zapewne wiesz, coś o sponsorach prawda? - dmucha mi prosto w twarz alkoholem. 
Wykrzywiam się, ale wytrzymuję.
- Nie lepiej poczekać na Katniss? - pytam delikatnie.
W odpowiedzi dostaję tylko chichot.
- Sponsorów możesz znaleźć na wiele sposobów. Ale to nie jest Twój największy problem. Najważniejsze, żeby na arenie znaleźć schronienie i wodę. Schronienie jest tam gdzie woda. Woda jest tam gdzie schronienie. 
- A co jak na arenie nie będzie schronienia dla mnie? - pytam Haymitcha.
- Od czasów "pustynnych aren" na każdej jest woda i schronienie. - mówi chrapliwym głosem i pociąga łyk trunku z butelki. - Nie biegnij do Rogu. Będzie tam rzeź. Nie odwracaj się, biegnij przed siebie. Najlepiej by było, gdybyś chwycił po drodze jakiś mały plecak, może być w niej coś co ci się przyda. I jeszcze jedna ważna sprawa!
- Jaka?
- Wychłodzenie. Noce mogą być mroźne, a nawet i dnie. Musisz znaleźć sposób, żeby ogrzać organizm.
- Rozpalę ognisko. - odpowiadam szybko.
- Tak, a później pójdziesz na kolację z Zawodowcami. - mówi Haymitch.
 - Co tu robicie?
Rozlega się głos za nami.
- O, wstałaś skarbie. Czekaliśmy na Ciebie. - uśmiecha się mentor.
- Ominęło mnie coś? - pyta nerwowo Katniss.
- Haymitch właśnie opowiadał mi jak zdobyć wodę i znaleźć schronienie. - odpowiadam szybko na jej pytanie.
- Dlaczego nie poczekaliście na mnie? Może też chciałabym uczestniczyć w tej rozmowie? - denerwuje się.
Nie odpowiadam. Widzę, że Haymitch marszczy czoło. 
- Jak zdobyć sponsorów? - pyta Katniss.
Wciąż cisza. 
- Zapytałam o coś. - upiera się.
- Żeby zdobyć sponsorów skarbie, musisz być miła, sympatyczna, urocza. Dla Ciebie ratunku już raczej nie ma.
Haymitch sięga po butelkę i wlewa sobie do szklanki martini. Również wyciągam po nią rękę i zabieram mu ją sprzed nosa.
- Dość już tego. Skoro mamy przeżyć, ty masz być trzeźwy.
I wtedy czuję cios. Uderzenie jest tak mocne i niespodziewane, że spadam z krzesła. Upadam na podłogę i czuję, że gęsta krew zalewa mi twarz. Piecze mnie oko, i z nosa sączy się maź. Podnoszę się i to co zauważam, jest co najmniej dziwaczne. Haymitch siedzi na krześle, z nogą w górze, rękę ma wygiętą w dziwnym kącie, przy drugiej, tej która leży na stole, wbity jest nóż. Katniss trzyma go za tą rękę przy głowie.
- No co jest?! Widzę, że w tym roku trafili mi się buntownicy.
 Ręką wycieram krew z nosa i siadam z powrotem na fotel. Katniss puszcza Haymitcha, ale w ręce trzyma nóż. Mentor wybucha śmiechem. Sięgam po lód, który leży w miseczce, i przykładam garść do oka.
- Zostaw. Ludzie pomyślą, że z kimś się biłeś i się nie dałeś. - mówi Haymitch radośnie.
- Przecież to niedozwolone. - odpowiadam.
- Owszem. O ile się na tym dacie złapać.
Nagle słyszę krzyki i wiwaty. Podchodzę do okna. Wokół naszego autobusu stoją ludzie. Nie, nie ludzie. Dziwaki. Wszyscy w kolorowych włosach, ubraniach. Przedziwne suknie, spodnie, brwi długości włosów. To wszystko wydaje się takie... śmieszne. I zarazem inspirujące. Ci ludzie nie wiedzą co to cierpienie. Nienawidzę ich. Mam ochotę wrzeszczeć, protestować, rzucić się na nich. Czuję się jak w zoo. Ja jestem za szybą, a oni pokazują na mnie palcami, robią zdjęcia, obserwują mnie. I przypominają mi się słowa Haymitcha."Żeby zdobyć sponsorów skarbie, musisz być miła, sympatyczna, urocza." No pewnie. W tym tłumie musi być ktoś, kto wesprze trybutów. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej uśmiecham się i zaczynam im machać. Efekt jest taki jak myślałem. Wszyscy zaczynają skakać, wrzeszczeć jeszcze głośniej. Odwracam się.
- Chodź Katniss! No chodź, zobacz!
Napotykam jej wzrok. Piorunuje mnie i delikatnie kręci głową. Widzę nienawiść w jej szarych oczach. Przechodzą mnie dreszcze. Ja chcę ją ratować, a ona mnie nienawidzi. Odwracam się i silę się na uśmiech od ucha do ucha. Macham do tłumu, ale nie myślę o tłumie. Myślę o Katniss, która siedzi za mną. Myślę, co się stanie, gdy trafimy na arenę. 
- Bierz przykład z chłopaka. On wie co robi. - słyszę niewyraźnie, jakby w oddali głos Haymitcha.
I nawet nie wiesz. Nawet nie wyobrażasz sobie co robię. Zerkam na Katniss i na Haymitcha. Uśmiech znika mu z twarzy i wiem, że domyśla się o czym myślę. Szukam sponsorów. Ale nie dla siebie. I szukam czegoś innego. Szukam sposobów, żeby oddać całego siebie, dla dziewczyny. 
Która chce mnie zabić.

------------------------------------------------------------------

Wybaczcie mi, że tak późno, ale niestety nie miałam czasu. Postaram się pisać częściej, jednak nic nie mogę wam obiecać. Mam nadzieję, że spodoba wam się :)
 

3 komentarze:

  1. Bez obrazy, ale pewnie straciłaś sporo czytelników. Mogłaś chociaż napisac, czemu niczego nie dodajesz. Ja sama już myślałam, że skończyłaś pisac. A tu wreszcie doczekałam się takiego fajnego rozdziału :) Mam nadzieję, że teraz będziesz chociaż zawiadamiac jak tam z tym Twoim blogiem i miesiącami nie będzie trzeba czekac

    OdpowiedzUsuń
  2. Epickie, szczerze to jest pierwsze opowiadanie, które przeczytałam do końca i ani razu nie chciałam zamknąć przeglądarki. Szkoda tylko, że piszesz dokładnie na podstawie książki, a może poniekąd to jest zaleta twojego opowiadania. Od dawna chciałam przeczytać Igrzyska z perspektywy Peety i w końcu się udało. Czekam na kolejne rozdziały, mam nadzieję, że dodasz choć trochę akcji od siebie :)
    Jeszcze raz muszę to powiedzieć; epickie.
    monomentume.blogspot.com
    rubywalls.blogspot.com
    Nietypowa prośba, mogłabyś poinformować mnie gdy pojawi się kolejny rozdział? Nie widzę tu przycisku do obserwacji, a bardzo mi zależy na przeczytaniu kolejnych postów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak udało mi się zaobserwować twój blog :)
      I przepraszam, że proponowałam Ci dodać coś od siebie, dopiero teraz zauważyłam co jest napisane w linku, choć i tak fajnie by było rozwinąć niektóre wątki.

      Usuń